-3-
Żyłam tylko w połowie. W przeraźliwym stanie między życiem a śmiercią.
Cały zgiełk wokół mnie był dla mnie niczym. On mnie zabił. Przynajmniej
wolałabym, żeby to zrobił. Co poza nim miałam? Kąt w ciasnym mieszkaniu. Matkę.
Ból. Pustkę. Nagle wszystko przestało sprawiać mi radość. Jakby coś zmiażdżyło
mnie od środka, a ja jakimś cudem jeszcze utrzymywałam się kurczowo przy życiu.
Pragnęłam tylko jednego. Usłyszeć ostatni raz jego głos i umrzeć. Bo czy życie
ze zniszczonym sercem ma sens?
- Mogę wykonać telefon? – wymamrotałam do policjanta siedzącego przede
mną. On uważnie zlustrował moją twarz.
- Tak, oczywiście. – wstał – Tam stoi. – wskazał na zdezelowany, stary
model stojący na stoliku w rogu. Wstałam z trudem i mijając rząd biurek i
krzeseł, podeszłam do telefonu. Trzęsącymi
się rękoma wybrałam numer, który od miesięcy znałam perfekcyjnie na pamięć. Z
przyspieszonym oddechem czekałam na sygnał.
- Podany numer nie istnieje. Podany numer nie istnieje. Podany numer…
Rzuciłam słuchawką. Niemożliwe.
Nie. Musiałam się pomylić. Uważnie wybierając każdą cyfrę, spróbowała się
połączyć jeszcze raz.
- Podany numer nie istnieje.
Stałam ze słuchawką przy uchu
jak zaczarowana. Nie potrafiłam się ruszyć. Z moich szeroko otwartych oczu
ciekły łzy. Zaczęłam go nienawidzić, za to, co mi zrobił. Nienawidziłam siebie
za to, jak bardzo go kochałam. Omotał mnie na tyle, że uważałam ten cały
szpetny świat za coś niezwykłego. Teraz prawda wymierzyła mi policzek w twarz.
Tak zastała mnie matka. Patrzyła
na mnie tak, jakby mnie nie poznawała. Nie wiem, co zrobiła, ale zostałam
wypuszczona. Drogę przejechałyśmy w milczeniu, tylko czasem Jenna obdarowywała
mnie zatroskanym spojrzeniem. Zadowalał mnie fakt, że nie musiałam się tłumaczyć.
Nie
patrzyłam bezpośrednio na nią, siedzącą na sofie tuż obok mnie. Obserwowałam w
grobowej ciszy spadające krople deszczu, rozbryzgujące się w spotkaniu z
powierzchnią. Jenna nie potrafiła się odezwać. Była na tyle inteligentna, że wiedziała
kiedy może mówić. Kilka razy otwierała usta, jednak w ostatniej chwili
wycofywała się z tego, udając, że ziewa. Bawiło mnie to, jednakże nie umiałam
się uśmiechnąć. Czułam niewyobrażalny bezsens wszystkiego, czego doświadczałam.
W pewnym momencie matka nie wytrzymała. Wstała i odwróciwszy ode mnie twarz,
rzekła
- To coś, z czym musisz zmierzyć się sama – wyszła do kuchni. Nie
wierzyłam w to, że znajdowałam się w sytuacji bez wyjścia. Oddałabym wszystko,
byleby tylko wrócił. Rozpaczliwie szukałam ostatniej deski ratunku. Laptop.
Dopadłam go i tak gwałtownie otworzyłam, że prawie wyślizgnął mi się z rąk.
Złapałam go jednak kurczowo, wbijając paznokcie w ekran. Ze zniecierpliwieniem
i jednocześnie panicznym strachem stukałam w klawisze. Otworzyłam czat.
Użytkownik
o danym adresie ID nie istnieje.
Zmartwiałymi rękoma spróbowałam wysłać maila. Utrudniały mi to piekące,
załzawione oczy, w których litery rozmazywały się na tyle mocno, że wręcz
niemożliwe było odróżnienie jednej od drugiej. Jednak e-mail wpisałam z
dokładnością co do jednej. Zanim wysłałam z roztkliwieniem przeczytałam go
kilkakrotnie. Z zamkniętymi oczyma kliknęłam wyślij.
Odpowiedź przyszła momentalnie.
Z łomoczącym sercem otworzyłam.
E-mail
nie został wysłany. Odmowa serwera. Sprawdź poprawność adresu.
Prawie nie słyszałam jak głośno
zawodziłam. Bolało mnie wszystko w środku, jakby tysiące szpilek przebijało się
przez moje wnętrzności. Z wysiłkiem, wiedziona złudną nadzieją, wprowadziłam
link do Facebook ’a. Wyszukałam Aarona Knight. Przeglądałam profil za profilem,
jednak żaden z nich nie pasował do Tego Aarona.
Sprawdziłam po kolei każdy
portal, którego kiedykolwiek używał. Nigdzie nie zostawił śladu.
Użytkownik
usunął swoje konto.
Adres jest
nieprawidłowy.
Proszę
sprawdzić adres WWW.
W pokoju zrobiło się lodowato.
Powiew październik owego popołudnia mroził mnie niczym suchy lód. Pragnęłam
zasnąć i się nie obudzić. Wstałam, trzęsąc się z zimna. Rzuciłam się na łóżko w
swoim pokoju. Przymknęłam powieki i odpłynęłam.
To coś, z czym
musisz zmierzyć się sama.
- Znasz go? – Veronica stuknęła mnie
długopisem w ramię i wskazała ruchem głowy na siedzącego w rogu blondyna,
którego uprzednio spotkałam na korytarzu. Podążyłam wzrokiem za jej wskazaniem
i nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach była głębia, która mnie
przyciągała. Nie potrafiłam się od niej oderwać.
- Dopiero co go poznałam –
odpowiedziałam, nie odwracając oczu od chłopaka. – Pomogłam znaleźć mu salę.
Nawet nie wiem jak ma na imię.
- A patrzycie na siebie tak, jakbyście
się znali od wieków. – speszona, spojrzałam na nią. Uśmiechała się dwuznacznie –
Nie jest zły.
- Co masz na myśli? – chciałam
udawać obojętną wobec niego, jednak Vera wyłapywała najdrobniejsze sygnały.
- Podoba ci się, sama dobrze o tym
wiesz. Radziłabym ci działać szybko, póki nie straci zainteresowania.
Uniosłam brew.
- Myślisz, że jest zainteresowany? –
odparłam, podśmiewając się lekko.
- No ba. – żachnęła się – Oboje
macie to wypisane na twarzy. Więc skończ tę szopkę i idź się z nim umów.
Spojrzałam na niego raz jeszcze.
Uśmiechał się do mnie nonszalancko. Jeden kącik ust unosił się wyżej od
drugiego. Był to uśmiech zawadiacki, pełen uroku. Nie przenikniony. Mógł
oznaczać tak wiele. To mnie w nim właśnie urzekało.
Zapanował zgiełk. Zadzwonił dzwonek.
Jednak ja widziałam, jak podchodzi do mnie, przepychając się przez ścieśniony
tłum wybiegających uczniów.
- Hej. – powiedział tylko tyle. Tyle
wystarczyło, by upewnić mnie w przekonaniu, że zaczyna się coś ważnego. Coś,
czego nigdy nie zapomnę.
Obudziłam się gwałtownie. Przez moment dyszałam ciężko, szarpiąc
paznokciami pościel. Dłuższą chwilę zajęło mi uspokojenie się na tyle, by
twardo opaść z powrotem na łóżko. Wierciłam się niespokojnie, pojękując cicho.
Starałam się uwolnić od targającego mną bólu, jednakże bezskutecznie. Wciągałam
powietrze zachłannymi wdechami, a mimo tego notorycznie zaduszałam się własnymi
łzami. Szczypałam swoją własną twarz, by upewnić się, czy nadal należy do mnie.
Nie umiałam tak żyć. To było niewykonalne.
Nie byłabym w stanie ponownie zasnąć. Podniosłam się ,wciąż
nieprzytomna, potykając się o wszystko, co tylko leżało na posadzce. Oparłam się o framugę drzwi.
Starałam się zahamować galopujące tętno. Wtem usłyszałam, jak Jenna z kimś
rozmawia.
- Rozumiem, że muszę poddać się tej terapii. Jednakże, nie mogłabym
zostać w domu? Wie, pani mam dorastającą córkę, która przechodzi teraz trudny
okres… Ach tak, rozumiem. No cóż, więc będę musiała ją uprzedzić. Dobrze.
Dziękuję. Do widzenia.
- Przed czym będziesz musiała mnie uprzedzić? – zapytałam drżącym
głosem. Jenna milczała, patrząc na mnie z przestrachem. Jak zwykle.
- Przed czym będziesz musiała mnie uprzedzić?! – wrzasnęłam tym razem,
a oczy znów zaczynały mnie piec.
- Ja… - zaczęła niemrawo. Wiedziałam, że to dobrze nie rokuje. Starając
opanować trzęsienie się kończyn, kucnęłam chowając twarz w dłoniach.
- Nic nie mów – szepnęłam i sama będąc tym zaskoczona, zaczęłam nucić
kołysankę. Przerażającą kołysankę.
Trafiłam tu nie dawno i przypadkiem. Całkiem miły ten przypadek. Piszesz świetnie a przede wszystkim, wiesz o czym piszesz. Brakowało tutaj czegoś takiego, nadal trzymającego w napięciu. Czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńGenialnie piszesz. Czuć w tym emocje, pasję i przede wszystkim talent. Ogromny talent. Z przyjemnością dołączam do grona obserwujących. :) Możesz liczyć na to, że będę komentować twoje kolejne rozdziały. :)
OdpowiedzUsuńPóki co życzę ci weny i pomysłów. :)
Pozdrawiam. :)
Gdybyś miała kiedyś ochotę lub czas możesz wstąpić do mnie, choć oczywiście nie zmuszam. :)
http://fantasies-sherry.blogspot.com/
Dobrze piszesz, nie skracasz jak to większość, tylko właśnie tak nieco rozwlekle opisujesz każde wydarzenie. Jednak boli to, że nie piszesz uważnie. Przeczytaj tekst kilka razy zanim dodasz na bloga. Przykład:
OdpowiedzUsuń"Obserwowałam w grobowej ciszy spadające krople deszczu, rozbryzgujące się w spotkaniu z powierzchnią."
Z powierzchnią czego?
Nie chodziło mi o jakąś konkretną powierzchnię. Być może źle to ujęłam. Myślałam o tym, że rozbryzgują się na spotykanej przeszkodzie.
UsuńBardzo mi się podoba jak piszesz.Na pewno będę czytać kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńNiesamowite. Naprawdę niesamowite, co się ze mną dzieję podczas tej lektury. Cały tekst po prostu pożąrłam wzrokiem. A dopiero w pięć minut po azkończeniu czytania, zorientowałam się, że na mojej twarzy maluje się uśmiech a'la psychopata.
OdpowiedzUsuńChoć bardzo chciałam się do czegoś przyczepić, to niestety nie umożliwiłaś mi tego, bo nie wyłapałam, ani jednego błędu. Oby tak dalej ;*
Od początku bardzo spodobał mi się Twój blog i wiedziałam, że będzie udany. Wiem, że moja wypowiedź wcale nie jest oryginalna na tle tych przesłodzonych komentarzy, ale mimo wszystko postanowiłam wyrazić swoje zdanie.
OdpowiedzUsuńWiele razy próbowałam wyrazić swoje uczucia i tak dalej w opowiadaniach. Tyle podjętych przeze mnie prób i zero jakiegoś super rezultatu.
Założyłam dwa blogi, ale niezbyt udane - jak już wspomniałam.
Jeśli masz ochotę mnie trochę pokrytykować, to zapraszam do mnie.
Link - jakby co: http://devil-draw-a-picture.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę dalszego rozwijania talentu.
Podoba mi się twój sposób pisania. Wszystko tak ciekawie ujmujesz, że nie można się oderwać. Oczywiście czekam na ciąg dalszy, jestem mega ciekawa.
OdpowiedzUsuńNo i cóż.. kolejny blog, który wpędza mnie w kompleksy. Jesteś świetna ;)
To jest świetne. Przeczytałam wszystko i czekam na więcej. Proszę informuj mnie na bieżąco. Zapraszam też do siebie: verxa.blogujaca.pl
OdpowiedzUsuń