czwartek, lipca 19


-3-
Żyłam tylko w połowie. W przeraźliwym stanie między życiem a śmiercią. Cały zgiełk wokół mnie był dla mnie niczym. On mnie zabił. Przynajmniej wolałabym, żeby to zrobił. Co poza nim miałam? Kąt w ciasnym mieszkaniu. Matkę. Ból. Pustkę. Nagle wszystko przestało sprawiać mi radość. Jakby coś zmiażdżyło mnie od środka, a ja jakimś cudem jeszcze utrzymywałam się kurczowo przy życiu. Pragnęłam tylko jednego. Usłyszeć ostatni raz jego głos i umrzeć. Bo czy życie ze zniszczonym sercem ma sens?
- Mogę wykonać telefon? – wymamrotałam do policjanta siedzącego przede mną. On uważnie zlustrował moją twarz.
- Tak, oczywiście. – wstał – Tam stoi. – wskazał na zdezelowany, stary model stojący na stoliku w rogu. Wstałam z trudem i mijając rząd biurek i krzeseł, podeszłam do telefonu.  Trzęsącymi się rękoma wybrałam numer, który od miesięcy znałam perfekcyjnie na pamięć. Z przyspieszonym oddechem czekałam na sygnał.
- Podany numer nie istnieje. Podany numer nie istnieje. Podany numer…
                Rzuciłam słuchawką. Niemożliwe. Nie. Musiałam się pomylić. Uważnie wybierając każdą cyfrę, spróbowała się połączyć jeszcze raz.
- Podany numer nie istnieje.
                Stałam ze słuchawką przy uchu jak zaczarowana. Nie potrafiłam się ruszyć. Z moich szeroko otwartych oczu ciekły łzy. Zaczęłam go nienawidzić, za to, co mi zrobił. Nienawidziłam siebie za to, jak bardzo go kochałam. Omotał mnie na tyle, że uważałam ten cały szpetny świat za coś niezwykłego. Teraz prawda wymierzyła mi policzek w twarz.
                Tak zastała mnie matka. Patrzyła na mnie tak, jakby mnie nie poznawała. Nie wiem, co zrobiła, ale zostałam wypuszczona. Drogę przejechałyśmy w milczeniu, tylko czasem Jenna obdarowywała mnie zatroskanym spojrzeniem. Zadowalał mnie fakt, że  nie musiałam się tłumaczyć.
                Nie patrzyłam bezpośrednio na nią, siedzącą na sofie tuż obok mnie. Obserwowałam w grobowej ciszy spadające krople deszczu, rozbryzgujące się w spotkaniu z powierzchnią. Jenna nie potrafiła się odezwać. Była na tyle inteligentna, że wiedziała kiedy może mówić. Kilka razy otwierała usta, jednak w ostatniej chwili wycofywała się z tego, udając, że ziewa. Bawiło mnie to, jednakże nie umiałam się uśmiechnąć. Czułam niewyobrażalny bezsens wszystkiego, czego doświadczałam. W pewnym momencie matka nie wytrzymała. Wstała i odwróciwszy ode mnie twarz, rzekła
- To coś, z czym musisz zmierzyć się sama – wyszła do kuchni. Nie wierzyłam w to, że znajdowałam się w sytuacji bez wyjścia. Oddałabym wszystko, byleby tylko wrócił. Rozpaczliwie szukałam ostatniej deski ratunku. Laptop. Dopadłam go i tak gwałtownie otworzyłam, że prawie wyślizgnął mi się z rąk. Złapałam go jednak kurczowo, wbijając paznokcie w ekran. Ze zniecierpliwieniem i jednocześnie panicznym strachem stukałam w klawisze. Otworzyłam czat.

Użytkownik o danym adresie ID nie istnieje.

Zmartwiałymi rękoma spróbowałam wysłać maila. Utrudniały mi to piekące, załzawione oczy, w których litery rozmazywały się na tyle mocno, że wręcz niemożliwe było odróżnienie jednej od drugiej. Jednak e-mail wpisałam z dokładnością co do jednej. Zanim wysłałam z roztkliwieniem przeczytałam go kilkakrotnie. Z zamkniętymi oczyma kliknęłam wyślij.
                Odpowiedź przyszła momentalnie. Z łomoczącym sercem otworzyłam.

E-mail nie został wysłany. Odmowa serwera. Sprawdź poprawność adresu.

                Prawie nie słyszałam jak głośno zawodziłam. Bolało mnie wszystko w środku, jakby tysiące szpilek przebijało się przez moje wnętrzności. Z wysiłkiem, wiedziona złudną nadzieją, wprowadziłam link do Facebook ’a. Wyszukałam Aarona Knight. Przeglądałam profil za profilem, jednak żaden z nich nie pasował do Tego Aarona.
                Sprawdziłam po kolei każdy portal, którego kiedykolwiek używał. Nigdzie nie zostawił śladu.
Użytkownik usunął swoje konto.
Adres jest nieprawidłowy.
Proszę sprawdzić adres WWW.
                W pokoju zrobiło się lodowato. Powiew październik owego popołudnia mroził mnie niczym suchy lód. Pragnęłam zasnąć i się nie obudzić. Wstałam, trzęsąc się z zimna. Rzuciłam się na łóżko w swoim pokoju. Przymknęłam powieki i odpłynęłam.

                To coś, z czym musisz zmierzyć się sama.

            - Znasz go? – Veronica stuknęła mnie długopisem w ramię i wskazała ruchem głowy na siedzącego w rogu blondyna, którego uprzednio spotkałam na korytarzu. Podążyłam wzrokiem za jej wskazaniem i nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach była głębia, która mnie przyciągała. Nie potrafiłam się od niej oderwać.
            - Dopiero co go poznałam – odpowiedziałam, nie odwracając oczu od chłopaka. – Pomogłam znaleźć mu salę. Nawet nie wiem jak ma na imię.
            - A patrzycie na siebie tak, jakbyście się znali od wieków. – speszona, spojrzałam na nią. Uśmiechała się dwuznacznie – Nie jest zły.
            - Co masz na myśli? – chciałam udawać obojętną wobec niego, jednak Vera wyłapywała najdrobniejsze sygnały.
            - Podoba ci się, sama dobrze o tym wiesz. Radziłabym ci działać szybko, póki nie straci zainteresowania.
            Uniosłam brew.
            - Myślisz, że jest zainteresowany? – odparłam, podśmiewając się lekko.
            - No ba. – żachnęła się – Oboje macie to wypisane na twarzy. Więc skończ tę szopkę i idź się z nim umów.
            Spojrzałam na niego raz jeszcze. Uśmiechał się do mnie nonszalancko. Jeden kącik ust unosił się wyżej od drugiego. Był to uśmiech zawadiacki, pełen uroku. Nie przenikniony. Mógł oznaczać tak wiele. To mnie w nim właśnie urzekało.
            Zapanował zgiełk. Zadzwonił dzwonek. Jednak ja widziałam, jak podchodzi do mnie, przepychając się przez ścieśniony tłum wybiegających uczniów.
            - Hej. – powiedział tylko tyle. Tyle wystarczyło, by upewnić mnie w przekonaniu, że zaczyna się coś ważnego. Coś, czego nigdy nie zapomnę.
           
Obudziłam się gwałtownie. Przez moment dyszałam ciężko, szarpiąc paznokciami pościel. Dłuższą chwilę zajęło mi uspokojenie się na tyle, by twardo opaść z powrotem na łóżko. Wierciłam się niespokojnie, pojękując cicho. Starałam się uwolnić od targającego mną bólu, jednakże bezskutecznie. Wciągałam powietrze zachłannymi wdechami, a mimo tego notorycznie zaduszałam się własnymi łzami. Szczypałam swoją własną twarz, by upewnić się, czy nadal należy do mnie. Nie umiałam tak żyć. To było niewykonalne.
Nie byłabym w stanie ponownie zasnąć. Podniosłam się ,wciąż nieprzytomna, potykając się o wszystko, co tylko leżało  na posadzce. Oparłam się o framugę drzwi. Starałam się zahamować galopujące tętno. Wtem usłyszałam, jak Jenna z kimś rozmawia.
- Rozumiem, że muszę poddać się tej terapii. Jednakże, nie mogłabym zostać w domu? Wie, pani mam dorastającą córkę, która przechodzi teraz trudny okres… Ach tak, rozumiem. No cóż, więc będę musiała ją uprzedzić. Dobrze. Dziękuję. Do widzenia.
- Przed czym będziesz musiała mnie uprzedzić? – zapytałam drżącym głosem. Jenna milczała, patrząc na mnie z przestrachem. Jak zwykle.
- Przed czym będziesz musiała mnie uprzedzić?! – wrzasnęłam tym razem, a oczy znów zaczynały mnie piec.
- Ja… - zaczęła niemrawo. Wiedziałam, że to dobrze nie rokuje. Starając opanować trzęsienie się kończyn, kucnęłam chowając twarz w dłoniach.
- Nic nie mów – szepnęłam i sama będąc tym zaskoczona, zaczęłam nucić kołysankę. Przerażającą kołysankę.

9 komentarzy:

  1. Trafiłam tu nie dawno i przypadkiem. Całkiem miły ten przypadek. Piszesz świetnie a przede wszystkim, wiesz o czym piszesz. Brakowało tutaj czegoś takiego, nadal trzymającego w napięciu. Czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie piszesz. Czuć w tym emocje, pasję i przede wszystkim talent. Ogromny talent. Z przyjemnością dołączam do grona obserwujących. :) Możesz liczyć na to, że będę komentować twoje kolejne rozdziały. :)
    Póki co życzę ci weny i pomysłów. :)
    Pozdrawiam. :)


    Gdybyś miała kiedyś ochotę lub czas możesz wstąpić do mnie, choć oczywiście nie zmuszam. :)
    http://fantasies-sherry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze piszesz, nie skracasz jak to większość, tylko właśnie tak nieco rozwlekle opisujesz każde wydarzenie. Jednak boli to, że nie piszesz uważnie. Przeczytaj tekst kilka razy zanim dodasz na bloga. Przykład:
    "Obserwowałam w grobowej ciszy spadające krople deszczu, rozbryzgujące się w spotkaniu z powierzchnią."
    Z powierzchnią czego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodziło mi o jakąś konkretną powierzchnię. Być może źle to ujęłam. Myślałam o tym, że rozbryzgują się na spotykanej przeszkodzie.

      Usuń
  4. Bardzo mi się podoba jak piszesz.Na pewno będę czytać kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite. Naprawdę niesamowite, co się ze mną dzieję podczas tej lektury. Cały tekst po prostu pożąrłam wzrokiem. A dopiero w pięć minut po azkończeniu czytania, zorientowałam się, że na mojej twarzy maluje się uśmiech a'la psychopata.
    Choć bardzo chciałam się do czegoś przyczepić, to niestety nie umożliwiłaś mi tego, bo nie wyłapałam, ani jednego błędu. Oby tak dalej ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Od początku bardzo spodobał mi się Twój blog i wiedziałam, że będzie udany. Wiem, że moja wypowiedź wcale nie jest oryginalna na tle tych przesłodzonych komentarzy, ale mimo wszystko postanowiłam wyrazić swoje zdanie.
    Wiele razy próbowałam wyrazić swoje uczucia i tak dalej w opowiadaniach. Tyle podjętych przeze mnie prób i zero jakiegoś super rezultatu.

    Założyłam dwa blogi, ale niezbyt udane - jak już wspomniałam.
    Jeśli masz ochotę mnie trochę pokrytykować, to zapraszam do mnie.
    Link - jakby co: http://devil-draw-a-picture.blogspot.com/
    Pozdrawiam i życzę dalszego rozwijania talentu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się twój sposób pisania. Wszystko tak ciekawie ujmujesz, że nie można się oderwać. Oczywiście czekam na ciąg dalszy, jestem mega ciekawa.
    No i cóż.. kolejny blog, który wpędza mnie w kompleksy. Jesteś świetna ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest świetne. Przeczytałam wszystko i czekam na więcej. Proszę informuj mnie na bieżąco. Zapraszam też do siebie: verxa.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń